Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Preparator, Wydawnictwo Od Deski Do Deski, Warszawa 2015

– Pan wierzy w Boga?

– Czasem się na tym łapię.

Ogólnie rzecz biorąc, nasze życie tutaj na ziemi to ciągła walka. Przeciw sobie, ale też przeciwko innym. I my się w tej walce gubimy. A potem przychodzi śmierć. Dla jednych wybawienie, dla innych ciemność, pustka i bezsens.

Wie pan, ja pierwszy raz w życiu, właśnie wtedy, w Czechach, ukradłem, pierwszy raz w życiu okradziono mnie, pierwszy raz w życiu zostałem rogaczem, pierwszy raz w życiu kochałem się z kobietą i pierwszy raz w życiu poczułem, że świat mi się wali na głowę. Wszystko się spiętrzyło w jednej chwili, w tym samym tygodniu, dokładnie mówiąc.

Ale co robić, takie czasy, Polska, Europa umierają. I nie kto inny, jak tylko my sami tę śmierć zgotowaliśmy.

Ale przecież to nie ja wymyśliłem, że lewa ręka jest gorsza od prawej. To wymyśliła zasadniczo moja matka! Ciekaw jestem, co byłoby, gdyby to nie ja, tylko siostra zaczęła pisać lewą ręką? Może też zaczęłaby się jąkać, nie radzić sobie w szkole i w życiu? Przecież to wszystko można odwrócić i myśleć o tym w taki sposób, w jaki o mnie myślano. Jeden drobny szczegół, proszę pana, lewa ręka, i wszystko się zaczyna walić.

Całe życie zbudowane jest z nieszczęść. Tylko od czasu do czasu pojawia się na tej cieniowej drodze piękny kwiatek, wtedy można zawiesić na nim wzrok i pomyśleć, że jednak nie jest tak całkiem źle. Oszukiwać się przez tydzień, rok, dwa. Potem wraca się na ten sam dukt i do przodu przez kamienie, kałuże, przepaście.

Zanim ruszyliśmy do przodu, powiedział mi jeszcze, ciągle mnie obejmując, że śmierć jest dobra, czasami lepsza od życia. Nie rozumiałem wtedy, co miał na myśli, ale teraz dokładnie to rozumiem. Dalej mówił, że jeżeli w życiu szukać spokoju, to tylko w grobie, że jak odpoczywać, to też tylko w grobie. Takie rzeczy do mnie wygadywał, a ja słuchałem z zapartym tchem i zapamiętywałem. Zostało to we mnie.

Jestem zimnym doktorem, dodał po chwili [ojciec]. Tak o na nas mówią, na tych, którzy ubierają do trumien, myją zmarłych i jeszcze parę innych rzeczy robią przy nich. Zimny doktor, synku, to ja, twój ojciec. Fachowo to się nazywa preparator. Praca jak każda inna, za pieniądze, nie kradnę, zarabiam uczciwie. A że mało kto chce to robić, to inna sprawa.

Mój ojciec… Preparator. Zimny doktor. Przebieracz trupów.

Najpierw żyjemy, a potem umieramy, a potem to, co wsadza się do grobu, jedzą robaki, mówił. Im młodsze i mniejsze ciało, tym szybciej się rozkłada. Robaki żywią się tym, co jest w grobie, a potem robakami żywią się ryby na przykład, a na końcu ryby te je człowiek, człowiek potem to wszystko z siebie wydala i znowu żywią się tym robaki. Jest pewien sposób na ten świat, mówił ojciec, kpiąc.

I wychodzi na to, że smutek może być o wiele piękniejszy od radości. W smutku jest dostojeństwo, w radości jest tylko chwila.

Z wojen nie ma żadnego pożytku. Nie ma wygranych i przegranych. Są tylko przegrani. Zawsze. Wojna to jest wielka przegrana ludzkości.

Ten pierwszy raz, bo w sumie dla mnie też w pewnym sensie to był pierwszy raz, pierwszy raz z nietkniętą kobietą dał mi tak wielka energię, taką pewność siebie. Taka siła się we mnie wytworzyła, że faceta po wypadku tak pięknie wyszykowałem do trumny i nie sposób było zauważyć, że ta połowa głowy rozjechana przez autobus jakoś nie zgadza się z drugą połową, bo jej, proszę pana, jakby nie było. Ja go tak poustawiałem, tak pięknie podretuszowałem, umalowałem, ułożyłem na poduszce i tak dalej, że miał jakby całą swoja nietkniętą przez żadne żelastwo głowę i wyglądał w tej trumnie lepiej niż za życia, o czym powiedziała mi wdowa po nim.

Moja Wiera. Gdyby mnie wtedy chciała, gdyby się sprawy potoczyły inaczej. świat byłby teraz inny. Nie siedziałbym przed panem, nie opowiadałbym o tym swoim marnym życiu, bo nie musiałbym. Miałbym piękne i wspaniałe życie […]

Ale siostra nie mogła skończyć, jak katarynka, wyzywając mnie od frajerów, nędzarzy, obmacywaczy trupów, dzieciorobów i rogaczy, jąkałów, z bożej łaski fotografów, mańkutów i nieudaczników, krzywoprzysięzców, łajdaków, chorych psychicznie, i już nie wiem teraz, od kogo jeszcze mnie wyzwała, ale ciągnęło mnie to w nieskończoność.


Nota:

Zarys fabuły książki Preparator jest oparty na prawdziwych zdarzeniach. Trzeba jednak pamiętać, że tekst nie jest reportażem, tylko dziełem fikcji literackiej. Nie należy go traktować jako dokumentu. Wypowiedzi i myśli bohaterów, ich charakterystyka, a także opisy szczegółów miejsc i wydarzeń nie mogą stanowić źródła wiedzy o faktach.

II s. okładki

Przedstawia świat, pokazując jego tkankę nerwową. To głębsze spojrzenie daje czytelnikowi obraz prawdziwy, smutny, czasem nieprzyjemny. Przemyśleć trzeba go już samemu, autor nie podpowiada rozwiązań.

VI s. okładki

Czy śmierć weszła na świat przez zawiść diabła? A może wiara w nadnaturalne pochodzenie Złego i zła jest zbyteczna? Bo ludzie i tak potrafią sami zdobyć się na każdą niegodziwość? Co do tego nie mam ostatecznej pewności. Jednak to właśnie te dwie myśli bezustannie prześladowały mnie podczas pisania Praparatora.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki

Po lekturze przyszła mi do głowy groźna myśl. Może sami sobie tworzymy zło w świecie, w którym żyjemy? Czy gdyby bohater Preparatora spotkał wcześniej kogoś, kto zachowałby się wobec niego inaczej, nie byłoby go tutaj, gdzie jest, i nie stałoby się to, co się stało? Sprawca jest więc tylko wykonawcą, ale motorem jesteśmy… my?

Tomasz Sekielski

   

Recenzja: Preparowanie rzeczywistości     Kup książkę