W warunkach zupełnej wolności. Andrzej Sosnowski o poezji6. W imię podmiotowości i jednostkowościŚwiadomy językowego uwikłania własnego światopoglądu artysta dotkliwie odczuwa owo ciśnienie historii, tradycji, konwencji – czyli istniejących sposobów porządkowania doświadczeń – i stara się od nich uniezależnić. Stąd awersja Sosnowskiego do „powtarzania tego, co już kiedyś zostało zrobione” [s. 52] jawi się jako gest nie tylko estetyczny, ale i etyczny, egzystencjalny. W swoim krytycznym aspekcie jego twórczość jest próbą wyeksponowania „złożonej matrycy zwyczajów, modeli poznawczych, reprezentacji, wierzeń, oczekiwań, uprzedzeń i preferencji, które działają na poziomie intelektualnym, emocjonalnym i fizycznym, tworząc wrażenie przynajmniej względnej wspólnoty, koherencji i znaczenia, powstałych w wyniku różnorakich zdarzeń ludzkiego życia”[1]. Ujawnienie tych mechanizmów, w imię własnej podmiotowości i jednostkowości, nie tyle pozwala na ironiczne odniesienie się do nich, ile po prostu ironiczny dystans wymusza:
A ponieważ tworzenie jest sposobem istnienia człowieka, jego stosunek do rzeczywistości przekłada się na stosunek do poetyckiej (jak i w ogóle językowej) praktyki:
Zamiast zatem zasłaniać („poczciwie” i naiwnie przyjmowaną ideologią) owe Sommerowe „międzysensy”, luki w porządku symbolicznym – jedyne miejsca, w których pojawić się może Žižkowski podmiot – należałoby je bezwzględnie wyeksponować, aby się z nimi uczciwie, podmiotowo właśnie, mierzyć. Odnosi się to także do ujawniania luk i nieciągłości narracji lirycznych:
Wydawałoby się, iż zdemaskowanie fabuł, matryc, gotowych kodów i wzorów – a więc ukonstytuowanie się świadomości ironicznej – jest pierwszym krokiem do ich przezwyciężenia i wybicia się na tak zwaną „autentyczność”, niezależność od zewnętrznie narzucanych, zniewalających i neutralizujących podmiotowość jednostki paradygmatów kultury. Rzecz jednak nie przedstawia się ani tak prosto, ani tak naiwnie budująco. Ironia bowiem, otwierając potencjalnie nieskończony ciąg wątpliwości, konsekwentnie kwestionuje jakiekolwiek próby pozytywnych gestów, które zdają się skazane na nieuchronne autounicestwienie:
Konsekwentnie zatem ironiczne procedury, na przykład postmodernizmu, stosują się z konieczności także do samych siebie, do samych tych procedur:
Ironiczne zdemaskowanie mityzujących struktur dyskursu ideologicznego w żaden sposób nie może prowadzić do ukonstytuowania się dyskursu zdemityzowanego, niepodlegającego żadnym wspólnotowym, ponadpodmiotowym regułom porządkowania rzeczywistości. Obalenie jakiegoś mitu możliwe jest tylko poprzez powołanie mitu innego:
Znów narzuca się analogia do „zanikającego pośrednika” – określenia, które Žižek zapożyczył od Frederica Jamesona – tym razem pomiędzy nieświadomym a świadomym, jako innej wersji opozycji: nieprzyswojone – przyswojone, inne – to samo. Wtargnięcie Realnego powoduje zakwestionowanie istniejącego porządku – tym byłaby „seria zniszczeń” i „zamknięć” – po czym następuje konstytucja porządku nowego, polegająca na obustronnym „ujarzmieniu”[5]: z jednej strony inność zostaje przyswojona (ujarzmiona) przez Symboliczne, z drugiej Symboliczne zostaje zmodyfikowane (ujarzmione prze inność) tak, by to przyswojenie stało się w ogóle możliwe. Sosnowskiego interesują nie tyle efekty owych ujarzmień, których nie można z góry przewidzieć – jako że „żadnej alegorii nie da się poprowadzić na smyczy jak pieska” [s. 108][6] – ile sam ten proces, czyli ów „najbardziej nieuchwytny moment”, moment samego pisania, chwila teraźniejsza. Przypomnijmy: „przeszłość podlega machinacji, przyszłość się machinacyjnie projektuje, a „teraz” jest sprawą otwartą – na przekór wszelkim modelunkom i wcześniejszym czy późniejszym ustaleniom” [s.123]. Liczy się samo to „dzianie się”, tworzenie, ustanawianie znaczeń, czyli chwytanie ich in statu nascendi, w jedynym momencie, w którym usiłują opierać się symbolicznym „machinacjom”. Taka idea przyświecała pisaniu Konwoju:
Konwój to zatem historia ewolucji pewnego znaczenia - jego przypadkowych narodzin, krótkiego niestabilnego trwania i nieuniknionej śmierci. Nie chodzi tu jednak o byt wyłącznie językowy:
Czysto językowa geneza wiersza nie przeszkadza mu w uzyskaniu – dzięki artystycznej transpozycji sensów – wymiaru egzystencjalnego. Wiersz jako zdarzenie językowe uniwersalizuje się i ostatecznie dotyczy zasadniczych kwestii ludzkiego bycia w świecie, z formowaniem się podmiotowej świadomości na czele. Takie też jest – wbrew może potocznej opinii – zakres zainteresowań poety: „chodzi przede wszystkim o rzeczywistość i jej przeżywanie” [s. 168][7]:
Znów zatem chodzi wzajemne ujarzmianie, czyli dialektykę władzy człowieka nad językiem i języka nad człowiekiem. W imię rzeczywistości. Zarówno bowiem ujarzmiany język, jak i ujarzmiana rzeczywistość zasługują na inne – mniej ujarzmiające właśnie – traktowanie. A ponieważ ujarzmianie rzeczywistości odbywa się głównie przy pomocy języka, stąd pomysł puszczania go niejako samopas, to jest wbrew jego powszechnym użyciom, przede wszystkim, jak się zdaje, wbrew narzucaniu mu „spójności typu fabularnego”. „Czy pożądanie pod prąd witalności języka – zapytajmy jednak za Grzegorzem Jankowiczem – jest wędrówką po prawdę (negatywną prawdę, prawdę kamienia), czy też zwyczajną skłonnością (estetyczną, psychologiczną) owych «nicościujących autorów»? To jest także pytanie o źródło strachu: czy boimy się odkrycia negatywnej prawdy?”
Ową „namiętną skłonność do dziesiątkowania każdej armii metafor” osobiście widziałbym raczej jako próbę docierania do twardszych podstaw dla prawdy poprzez zrywanie kolejnych „oków iluzji”. Problem w tym, że to zrywanie wydaje się nie mieć końca, albowiem jak dotąd nie ma widoków na osiągnięcie ostatecznych podstaw, wręcz przeciwnie, wszystko wydaje się być iluzją. Parafrazując Sosnowskiego, żyjemy w nieprzerwanie nowych iluzjach i musimy jakoś się w nich odnajdywać. Pierwotną intencją, która doprowadziła do tego (odmiennego) stanu świadomości, było jednak umacnianie, a nie osłabianie statusu prawdy. [1] D. Attridge, Jednostkowość literatury, dz. cyt., s. 39. [2] Interesująca w tym kontekście może się wydać uwaga Jacquesa Derridy, do którego Sosnowski wielokrotnie nawiązuje: „Bo to na skraju francuszczyzny, wyłącznie tam, ani w niej, ani poza nią, na niedostrzegalnej linii jej brzegu, zastanawiam się od zawsze i stale, czy można kochać, zażywać rozkoszy, modlić się, zdychać z bólu, czy po prostu zdychać w innym języku lub nie mówiąc o tym nikomu, nie mówiąc wręcz w ogóle”. J. Derrida, Jednojęzyczność innego czyli proteza oryginalna, przeł. A. Siemek, w: „Literatura na Świecie” 1998, nr 11-12, s. 26. [3] P. de Man, Pojęcie ironii, przeł. A. Sosnowski, w: „Literatura na Świecie” 1991, nr 10-11, s. 31. [4] Tamże, s. 34. [5] „Proces, w którym podporządkowujemy się językowi i reszcie porządku symbolicznego, Žižek nazywa ujarzmieniem [subjectivization]. Choć przypomina to formowanie się poststrukturalistycznego podmiotu, różnica polega zdaniem Žižka na tym, że ujarzmienie należy postrzegać jako proces dwustronny. Z jednej strony porządek symboliczny, czyli wielki Inny, poprzedza nas i mówi przez nas. Na przykład rodzimy się już w określonej rodzinie, nosimy jakieś nazwisko, zajmujemy jakąś pozycję społeczno-ekonomiczną, wyznajemy określoną religię itd. Z drugiej jednak strony, ponieważ porządek symboliczny jest niepełny, czyli u swoich podstaw ma brak (brak, który jest podmiotem), sposób, w jaki włączymy te elementy do Symbolicznego i ułożymy w narrację, jest zawsze nasz własny. Na przykład możemy wyrzec się rodziny i zmienić nazwisko, wymyślić nową religię itd.” T. Myers, Slavoj Žižek, dz. cyt., s. 60. [6] Por.: „Człowiek zachowuje się tak, jakby to on był twórcą i władcą języka, podczas gdy to język jest panem człowieka. Być może zawinione przez człowieka odwrócenie tej relacji władzy przed wszystkim innym wpędza jego istotę w nieswojość. To dobrze, że dbamy o staranność mówienia, ale nic to nie daje, dopóki język służy nam przy tym tylko za środek wyrazu. Ze wszystkich przemów, jakie my, ludzie, możemy współwypowiedzieć sami z siebie, język jest przemową najwyższą i wszędzie pierwszą”. M. Heidegger, Budować mieszkać myśleć, w: tegoż, Odczyty i rozprawy, przeł. J. Mizera, Kraków 2002, s. 128. [7] „Ale bardzo dziękuję za miłe uwagi à propos rzeczywistości w wierszach, bo bardzo mi na niej zależy. Wydaje mi się, że mam rzeczywistość w wierszach, wydaje mi się, że chodzi przede wszystkim o rzeczywistość i jej przeżywanie” [s. 168]. | |